środa, 3 maja 2017

'ukazując spod tego kłamstwa rzeczywistą prawdę' czyli historia vs polityka historyczna w oficjalnej odsłonie?

Wywiad, jaki przeprowadził redaktor TVP Historia 30.04.2017 r. z Prezydentem RP Andrzejem Dudą odbił się echem w mediach - ale chyba przede wszystkim ze względu na te elementy, które potwierdzały wcześniej przyjęte poglądy cytujących wybrane fragmenty dyskutantów. Z mojego - historyka - punktu widzenia istotniejsze jest spojrzenie Prezydenta i jego obozu politycznego na historię, historyków i tzw. politykę historyczną. Z góry przepraszam za obszerne cytaty, ale sprawa jest poważna i nie chcę być posądzany o manipulację.

Od razu trzeba powiedzieć, że historycy nie są atrakcyjnymi partnerami dla Prezydenta i zwolenników przedstawianych przez niego poglądów. Właściwie sądząc z poniższego cytatu partnerami w refleksji nad najnowszą przeszłością Polski pozostają podzielający jego poglądy dawniej i dziś. Na przykład dawni działacze Ligi Republikańskiej, pracownicy IPN z otoczenia śp. mediewisty Janusza Kurtyki, a także - jak rozumiem - urzędnicy wspierający śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie będąc historykiem czasów najnowszych nie czuję się tym dotknięty, aczkolwiek pamiętając nawet swoje kursowe zajęcia z lat 90. mam poczucie życia w innej rzeczywistości, niż autorzy deklaracji wygłaszanych przez Prezydenta. Generalnie na zasadzie przeciwieństwa można powiedzieć, że historycy 'nie rozumieli, co to znaczy pamięć historyczna'.

I chyba z tym można się zgodzić, a nawet rozszerzyć - nie rozumiemy tego, czym zdaniem otoczenia Prezydenta ma być 'pamięć historyczna' to jest 'pokazanie przede wszystkim młodym prawdziwej polskiej historii z prawidłowo rozłożonymi w niej akcentami'. To pierwsze jest trudne, bo jest przedmiotem dyskusji i stałego tworzenia, nie jest statyczne. A to drugie, to już kwestia polityki w stanie czystym, to jest świadomej manipulacji grupą - tu z pomocą odwołania do przeszłości - dla osiągnięcia określonego celu. Wreszcie, nic to nie ma wspólnego z 'pamięcią historyczną' jako przedmiotem badań, czyli pewnym wspólnym zespołem przekonań o przeszłości podzielanym przez społeczność. Prezydent szanuje tych, którzy chcieli i chcą stworzyć akceptowany przez niego stan 'pamięci historycznej'. Dla historii jako nauki miejsca w tym nie ma.


'Czy rzeczywiście można powiedzieć, że takie wydarzenia, jak otwarcie kanału TVP Historia, otwarcie muzeum, potem ustanowienie Dnia Żołnierzy Wyklętych coś zmieniło w świadomości Polaków?
Zmieniło bardzo wiele, ale tutaj przede wszystkim wymieniam pana prezydenta profesora Lecha Kaczyńskiego. On od samego początku nie tylko swojej prezydentury, ale także wtedy, gdy był prezydentem Warszawy, gdy właśnie to dzieło budowy Muzeum Powstania Warszawskiego realizował, o tych sprawach niezwykle poważnie myślał.
Ale nie możemy zapominać o młodych ludziach, o młodych historykach, którzy od samego początku lat 90. przypominali choćby o Żołnierzach Niezłomnych. To, że dzisiaj Żołnierze Niezłomni są tak ważnym tematem w naszej przestrzeni historycznej, naszej w związku z tym również debaty o polskiej historii, o tym, co dla nas ważne, o tym, w jaki sposób budujemy nasz etos jako naród, kto był ważny w przestrzeni polskiej historii, kto był rzeczywiście bohaterem polskiej wolności, niepodległości. To, że dzisiaj o tym tak często mówimy, że mówią o tym przede wszystkim młodzi ludzie – to właśnie wielka zasługa choćby tych młodych zrzeszonych w Lidze Republikańskiej, którzy o tych sprawach mówili już od dziesięcioleci.
To wielka zasługa pana prezydenta profesora Lecha Kaczyńskiego, ale w tym aspekcie nie można również zapominać o panu profesorze Januszu Kurtyce, prezesie Instytutu Pamięci Narodowej, i jego współpracownikach, którzy na tym tle także mają wielkie zasługi.
Więc była ta grupa ludzi, którzy rozumieli, co to znaczy pamięć historyczna, którzy łaknęli tego pokazania przede wszystkim młodym prawdziwej polskiej historii z prawidłowo rozłożonymi w niej akcentami. Bo nawet nie chodzi o to, czy ktoś fałszuje historię, czy jej nie fałszuje. Chodzi o dwie rzeczy: w jaki sposób rozkładamy akcenty, pokazując tę historię – to jest jedno, i dwa – czy mówimy wszystko, a więc czy są takie elementy, które stanowią białe plamy w historii. Tych białych plam w polskiej historii, zwłaszcza w okresie komunistycznym, było bardzo dużo i bardzo dużo było kłamstwa historycznego. Dzisiaj cały czas trwa ciężka praca nad tym, w jaki sposób to kłamstwo historyczne wymazać, ukazując spod tego kłamstwa rzeczywistą prawdę – i to zarówno w aspekcie akcentowania tego, co ważne w naszej historii i co rzeczywiście budowało i buduje, ale i pokazywania tego, o czym przez lata komunistyczne nie wolno było mówić'

Redaktor: 'Ci historycy to właściwie była – można powiedzieć – taka Pierwsza Kadrowa. Klimat intelektualny pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku nie sprzyjał za bardzo temu odkrywaniu białych plam. (...) Bo przecież to, że Aleksander Kwaśniewski wybrał przyszłość, też było pewnego rodzaju polityką historyczną, prawda?'

 Zatem polityka historyczna. Że bywa różnie rozumiana, to jasne, dyskutowaliśmy o tym. Ale tu ważne jest, czym się właśnie staje na skalę krajową. Prezydent daje jej jasną wykładnię - jej związek z prawdą jest luźny. Bo prawda nie jest tu istotną wartością. Ważny jest 'nasz punkt widzenia' na zdarzenia z przeszłości. Nie to jest ważne, czy ktoś ukradł coś ze stragany, ale to, jak widzi to ta lub inna straganiarka. A my mamy wspierać punkt widzenia tej straganiarki, u której kupujemy gruszki. Nie dochodząc, czy ktoś ukradł, czy nie ukradł. I rozumiejąc, że ktoś może mieć inny punkt widzenia. Nawet sprzeczny z naszym - niech ma! Przyznaję, że tak otwarcie postmodernistycznego, relatywistycznego, pragmatycznego podejścia do historii ojczystej się nie spodziewałem. Boję się jednak, że przygotowujący pana Prezydenta do wystąpienia nie zastanawiali się mocno nad tym, co głoszą. Że jest sprzeczność między wołaniem o 'prawdziwą historię' i o 'właściwe rozkładanie akcentów'.

'A co Pan Prezydent miał na myśli, mówiąc w lutym zeszłego roku, gdy na Narodowej Radzie Rozwoju przedstawiał Pan założenia polityki historycznej, że ona powinna być bardziej ofensywna? O co chodzi z tym określeniem – ofensywna?
Popatrzmy, jak robią to chociażby nasi sąsiedzi. Czy my się zgadzamy z tym, czy się nie zgadzamy, mamy często zastrzeżenia, bo uważamy, że nie pokazują historii w sposób prawdziwy, czyli ‒ krótko mówiąc ‒ przeinaczają fakty historyczne, deprofilują je, ale prowadzą bardzo zdecydowaną politykę historyczną, która niestety nie zawsze jest dla nas korzystna. W związku z tym my prowadźmy naszą politykę historyczną – o tym mówiłem w znaczeniu ofensywności. Pokażmy prawdę taką, jaka ona była z naszego punktu widzenia jako Polaków. '

 Aksjologia polityki historycznej. Tu, przyznaję, ze smutkiem widzę nacisk na walkę, konflikt, etos napięcia rewolucyjnego i spełnienia w momencie epifanii Narodu pod postacią twardego jądra zaangażowanych i pozbawionych skazy bojowników o Naród i Polskę. Pomijam już jawne - przepraszam - rozmijanie się z rzeczywistością (pedagogika wstydu??? cała młodzież wstydziła się polskości pod wpływem braku odpowiedniej wizji historii???). Dotyka mnie jednak stwierdzenie, że 'fałszowano nasz obraz w nas samych' - to warto by jednak dowieść. Pewnie te słowa przerzuca się na ruchy polityczne, ale jako historycy powinniśmy jasno zażądać dowodu na takie uogólnienie. Może jakieś studium ówczesnej historiografii polskiej? Bo ja pamiętam dążenia do podkreślania więzi kulturowych z Zachodem i stałą dyskusję, czy model centrum - peryferie ma sens. Dla mnie nie, dla innych tak - ale to była dyskusja o fakty, nie o przekonania.
Poza konfliktem - liczy się w zasadzie kilka rzeczy: oczywiście Wyklęci czy też teraz Niezłomni, dalej katastrofa smoleńska, największa tragedia w historii Polski (znaczy się większa niż II wojna światowa, obozy zagłady, powstanie warszawskie? o odleglejszej przeszłości nie wspomnę), wreszcie pozytywy II RP. Bez ironii i sarkazmu dodam jednak, że z uznaniem dostrzegam akceptację udziału żołnierzy Armii Polskiej współpracujących z Armią Czerwoną i wyzwalających Polskę w 1944-1945 r., przy pełnym sprzeczności i wzajemnych zaprzeczeń ze strony Prezydenta podejściu do tego tematu. Wreszcie interesujące jest wsparcie dla historii lokalnych, które jednak - uważam - jest sprzeczne z całą aksjologią prezydenckiego projektu 'polityki historycznej'. W jej ramach historia lokalna może być tylko sceną, na której rozgrywać się będą te same wszędzie, tylko z różnymi dekoracjami i aktorami, przedstawienia. Obawiam się, że taka historia lokalna stanie się karykaturą tej, którą z trudem staramy się budować szukając właśnie specyfiki historii lokalnych w kontekście historii szerszych. Widać to i w interpretacji historii ogólnopolskiej. Jeśli Prezydent uważa, że II RP była kwitnącym krajem, który bez II wojny światowej dziś byłby na poziomie gospodarek krajów Zachodu - rozumiem, że Niemiec raczej niż Portugalii - to można się tylko zadumać nad wiedzą historyczną jego doradców z zakresu i ekonomii i historii. Ale chyba przede wszystkim dostrzec w tym konsekwencję - nikt nam nie powie, że było jak było, bo my wiemy, jak być miało. I w kraju i w przestrzeni lokalnej.

'Przede wszystkim młodzieży wciskano przez całe lata 90., że my, jako Polacy, powinniśmy się wstydzić i powinniśmy mieć w związku z tym jakieś kompleksy. Fałszowano nasz obraz w nas samych – to po prostu jakaś kompletna aberracja! I to, że dzisiaj młodzież wychodzi, że jest dumna ze swojego pochodzenia, że jest dumna z tego, że pochodzi z Polski, że się urodziła w Polsce, że tutaj mieszka, że mówi w polskim języku, że ma tę wielką polską historię – to jest wspaniałe zjawisko i cieszę się, że w ten sposób zaprzeczamy tamtemu, co wtedy było realizowane, nie wiem po co.
Po to, żeby łatwiej było nad nami zapanować w ramach jakichś wielkich organizmów narodowych? Żebyśmy byli pokorniejsi w ramach Unii Europejskiej? Nie wiem, po co to robiono. Ale fakt jest taki, że robiono.'
'Jak przedstawiano polską historię, jak przedstawiano nas jako Polaków, jak pisano o tych, którzy o patriotyzmie wtedy mówili: że to ciemnogród, że to w ogóle jacyś dziwacy, aha, oczywiście ‒ że to faszyści, bo ktoś mówi o tym, że mamy biało-czerwone barwy, że powinniśmy być dumni jako naród, że chcemy silnej Polski – to faszysta, chce silnego państwa, to faszysta!

Tymczasem wszyscy obok nas cały czas budowali siłę swoich państw, tylko my mieliśmy być słabi. Nie, absolutnie – ja się z tym fundamentalnie nie zgadzam i dlatego uważam, że powinniśmy prowadzić, wzorując się, idąc za panem prezydentem Lechem Kaczyńskim, twardą, zdecydowaną politykę historyczną ‒ politykę prawdy. W naszej historii były też trudne momenty, gdy trzeba skłonić głowę ‒ ale to były momenty, w tym całym wielkim procesie historii to były tylko momenty! I oczywiście mówmy prawdę, przyznawajmy ją. Ale przede wszystkim mówmy o tym, jaka ta historia rzeczywiście była, a to jest wielka historia – historia wielkich zasług, historia ludzi, którzy nie wahali się dla ojczyzny oddawać życia, historia ludzi, którzy z niezwykłą inteligencją i błyskotliwością budowali tę ojczyznę, mam na myśli choćby wielką budowę przemysłową II Rzeczypospolitej w latach 20. i 30. Można sobie tylko wyobrazić, jak wyglądałby rozwój Polski, gdyby tego załamania 1939 roku i lat wojny, i zniszczeń, i także zniszczenia całego pokolenia inteligencji w Polsce nie było ‒ tylko gdyby Polska mogła się nadal normalnie rozwijać. Myślę, że gdyby takich zdarzeń nie było, gdybyśmy nie stracili tamtego pokolenia i nie stracili wszystkiego, co udało się wtedy zbudować, a co zostało zniszczone, to mielibyśmy dzisiaj rozwój na poziomie co najmniej bogatych państw Europy Zachodniej, jestem o tym absolutnie przekonany.'

'Wyraźne są też głosy krytyki, że może powinniśmy bardziej niuansować tę ocenę Żołnierzy Wyklętych. Jak Pan się odnosi do tych głosów krytyki?

Bardzo wiele wpływowych miejsc we współczesnej Polsce, niestety zwłaszcza także i po 1989 roku, w mediach i różnych innych wpływowych instytucjach, fundacjach itd. zajmują osoby, których rodzice czy dziadkowie aktywnie walczyli z Żołnierzami Wyklętymi w ramach utrwalania ustroju komunistycznego. Czyli krótko mówiąc: byli zdrajcami, dzisiaj byśmy tak powiedzieli wprost – ja w każdym razie bym tak powiedział. Trudno się w związku z tym dziwić, że oni nie są zainteresowani tym, żeby Żołnierze Niezłomni byli nazywani bohaterami i żeby pokazywać tę prawdę, kto tu rzeczywiście walczył o wolną Polskę, a kto ją oddawał w sowieckie ręce i był sowieckim namiestnikiem w naszym kraju. Więc to ‒ powiedzmy sobie otwarcie – jest starcie również ideologiczne, to jest starcie historyczne, ale to jest starcie również o to, kto w naszym kraju ma sprawować rząd dusz, czy nadal ma być on w rękach postkomunistów. Ja takiemu czemuś mówię: nie.'
'No właśnie, Żołnierze Wyklęci, a może tak naprawdę to jest spór o to, żebyśmy wreszcie odcięli to, co nas łączy z PRL-em. Mamy np. w tej chwili spór o to, czy PRL był państwem totalitarnym, czy nie.

PRL nie jest jednobarwny. Gdy ktoś powie: „PRL to czerń”, to ja powiem: „Absolutnie się z tym nie zgadzam”. Bo nigdy nie pozwolę nazwać czernią żołnierzy 1. czy 2. armii Wojska Polskiego, późniejszego Ludowego Wojska Polskiego, czyli tych, którzy bardzo często nie zdążyli do armii Andersa, a którzy szli ze Wschodu. Czy oni, zwykli żołnierze, chcieli uczynić Polskę komunistyczną Polską? I oddać ją w sowieckie ręce zniewolenia? Myślę, że nikt z nich nad tym się wtedy nie zastanawiał, a w każdym razie bardzo niewielu z nich to byli ideologicznie ustawieni, przysłani rzeczywiście do ideologicznego urabiania, przedstawiciele de facto sowieckiego imperium. Oczywiście byli wśród nich oficerowie polityczni itd., ale oprócz tego – czy przede wszystkim – był zwykły żołnierz.

(...)  I absolutnie nie pozwolę kalać ich imienia tylko dlatego, że byli w armii, która później stała się Ludowym Wojskiem Polskim. Ale oprócz tego byli jeszcze inni. Tak więc mówię: to nie jest jednobarwne i nie można wszystkich wrzucić do jednego worka.'

Jeśli walka jest najwyższą wartością, to muszą też być wrogowie. I polityka historyczna musi ich mieć, określać i służyć ich eliminacji.

'Czy Pana zdaniem właśnie polityka historyczna może pomóc w sklejaniu naszej podzielonej wspólnoty w tej chwili?

W jakimś sensie tak, aczkolwiek będzie również prowadziła do podziałów – i trzeba mieć świadomość, że ci, którzy są potomkami zdrajców, nigdy nie będą chcieli tego przyznać, że są potomkami zdrajców. I oni będą walczyli z prawdą historyczną. Tak jak powiedziałem: miejmy tego świadomość, że dzisiaj dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk – w biznesie, w mediach, w różnych wpływowych miejscach. Oni nigdy nie będą chcieli się zgodzić na to, żeby prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną. Będą zawsze przeciwko temu walczyli ‒ i w tym znaczeniu tej jedności nie będziemy mieli nigdy.'

Zły pieniądz wypiera lepszy. Nigdy nie należałem do zwolenników polityki historycznej, ale szanuję tych, którzy widzą w niej narzędzie do szerzenia pragnienia i poszukiwania prawdy. Ale cytowany wywiad, a w nim słowa Prezydenta budzą moje obawy, że taką już nie jest i nie będzie w naszym kraju przez długi czas. Że polityk historyczna oznacza już tylko POLITYKĘ. Nic więcej. Wielkie dzieło przebudowy świadomości społecznej. Mam tylko nadzieję, że historycy okażą się odporni na pokusy komercjalizacji swojej działalności w imię krótkotrwałego sukcesu komercyjnego. Nasze zadanie, jako naukowców, widzę inaczej. Dążenie do prawdy jest imperatywem, jest drogą, jest procesem okrutnym, bo będącym procesem istotnym ze względu na to, czym jest, a nie dla kogo jest. I może dlatego nasza nauka nie zyskuje szacunku kolejnych władców. I może dobrze to o nas świadczy?


1 komentarz:

  1. Kilka dni temu prezydent RP udzielił wywiadu TVP Historia. Nie było w nim nic zaskakującego, jest to raczej sygnał o dalszym radykalizowaniu mówienia przez głowę naszego państwa o historii, narodzie, współczesnym społeczeństwie polskim. Właściwie nie chciałem zabierać już głosu w tej sprawie, wiele osób wypowiedziało się w sposób przeze mnie podzielany. Wśród nich był też mój kolega, Przemek Wiszewski, który, jak uważam, spojrzał na problem głębiej i przede wszystkim z perspektywy historyka-naukowca. Postanowiłem dorzucić kilka zdań komentarza, z czego jednak powstał samodzielny wpis... Czytaj dalej: http://krzysztofruchniewicz.eu/prezydenckie-nauki/

    OdpowiedzUsuń