niedziela, 8 października 2017

Uwagi do projektu Ustawy - a co tam.

Ponieważ moja Uczelnia poprosiła o przesłanie uwag do projektu Ustawy, musiałem raz jeszcze je zwerbalizować. Z innej perspektywy, mniej 'gorącej' niż w momencie ogłaszania projektu. Widzę w niej sporo ciekawych rozwiązań, ale też wiele zaniechań, co gorsza - kolejny raz braku klarownego określenia miejsca i celu istnienia systemu szkolnictwa wyższego w Polsce. Ogólniki nie zastąpią konkretów. A konkrety w sferze szczegółowej bez zasadniczych, trwałych fundamentów budzą wiele zastrzeżeń. Więc tylko informacyjnie przytaczam to, co poszło do Centrali.


Uwagi do projektu Ustawy o Szkolnictwie Wyższym i Nauce z dnia 16.09.2017 r.

Zaprezentowany dokument prezentuje interesującą wizję systemu szkolnictwa wyższego, w którym zdecydowana większość decyzji dotyczących struktury administracji i działań wykonawczych w ramach procesów zarządczych zostaje przeniesiona na szczebel każdej uczelni. Odnosi się to zarówno do zagadnień odnoszących się do zjawisk istotnych dla Akademii tak w średnim, jak i krótkim horyzoncie czasowym. Danie tak dużej swobody poszczególnym środowiskom uczelnianym świadczyć może o dużym zaufaniu wobec jej członków.
Równocześnie centralnym organem zarządczym wspólnoty będzie rektor, którego pozycja zostaje wzmocniona w stosunku do obecnych norm ustawowych. Jego kompetencje w niewielkim stopniu będą ustawowo kontrolowane przez aktywność nowego ciała, jakim ma być rada uczelni, oraz przez senat, który formalnie ma mieć możliwość odwołania rektora.
Dla naukowego jak i dydaktycznego funkcjonowania uczelni kluczowe ma stać się określenie kategorii, w której znajdą się realizowane na niej badania i ich aplikacja w obrębie poszczególnych dyscyplin. Będzie to rzutować na określenie uprawnień dydaktycznych (prowadzenie studiów doktoranckich, otwieranie kierunków studiów, kształtowanie programów naukowych), ale - przypuszczalnie - także na wysokość dotacji (o ile utrzyma się pragmatyka przyjęta dla 2017 r.).
Pośrednio ustawa wskazuje na możliwość kariery pracowników uniwersytetów w ścieżce naukowo-dydaktycznej i dydaktycznej, zrywając z dotychczasową tradycją kształcenia w oparciu o wyniki i praktykę własnych badań. Ustawa ma wprowadzić również szereg mniej spektakularnych, ale istotnych zmian kształtujących polityki pracowników i administracji uczelni (wydłużenie czasu studiów zaocznych, nowe warunki rozwiązania umowy z pracownikiem, zmiana przepisów emerytalnych i inne).


Problemy:
1) brak jasno określonych celów funkcjonowania systemu, które byłyby wsparte jasno przedstawionymi mechanizmami motywującymi i kontrolnymi. Ustawa zawiera szereg ogólników, czasami zdumiewających (prowadzenie studiów wieczorowych przed prowadzeniem badań w wyliczeniu elementów misji uczelni), bez dookreślenia sposobu wyliczania dotacji (po reformie decydującego źródła dochodów uczelni) i warunków ewaluacji dyscyplin naukowych obecnych w badaniach prowadzonych na uczelni. Oznacza to, że minister drogą rozporządzeń dorocznie (dotacja) lub minimum raz na cztery lata (ewaluacja) będzie określał podstawowe elementy systemu decydujące o bezpieczeństwie materialnym i prestiżu uczelni. W tej sytuacji autonomia uczelni w zakresie struktury i działalności dydaktycznej jest iluzoryczna, bowiem decyzje podejmowane w tym zakresie nie mogą być celowe przy braku wiedzy o podstawowych parametrach dla funkcjonowania w przyszłości uczelni.
2) zaproponowane rozwiązanie w odniesieniu do struktury zarządczej na uczelni likwiduje równowagę władz w łonie uczelni. Rektor, który do tej pory także był źródłem wszelkich uprawnień administracyjnych organów uczelni, staje się jedynym zarządcą wspólnoty. Brak jasnych celów istnienia systemu i poszczególnych uczelni (wyżej) rodzi niepokój o funkcjonowanie wspólnoty w momentach kryzysu wobec braku mechanizmów kontrolnych władzy rektora i prawnie umocowanych i uprawomocnionych ciał doradczych. W przypadku niewielkich uczelni ten model jednoosobowego zarządzania wydaje się być celowy, bo zapewni elastyczność i szybkość reagowania, a spójność wewnętrzna niewielkiej grupy uniemożliwi podejmowanie zbyt ryzykownych lub zaniechanie podejmowania kluczowych dla przyszłości instytucji decyzji. Jednak w przypadku dużych uczelni taka konstrukcja utrudni wypracowanie lub utrzymanie poczucia wspólnoty i identyfikacji z uczelnią, sprowadzi pracowników do funkcji wykonawców poleceń rektora i zależnych od niego urzędników. Zanikną pośrednie szczeble samorządności uczelnianej (rady instytutów i wydziałów), bowiem ich funkcje przejmą organy centralne i administracja ogólnouczelniana. Już w chwili obecnej władza rektora jest na tyle silna, że dyskusja i wpływ środowiska na decyzje władz mają charakter iluzoryczny. Dalsze umocnienie władzy rektora doprowadzi do dalszego osłabienia oddolnych procesów opiniodawczych. Brak możliwości  wpływu na funkcjonowanie uczelni pogłębi inercję środowiska w relacji do impulsów płynących od rektora.
3) zgodnie z ideą centralizacji władz i uprawnień ma nastąpić przeniesienie uprawnień do nadania stopni doktora i doktora habilitowanego na uczelnię. Związane jest to z oceną dokonywaną w skali uczelni w odniesieniu do dyscyplin. Nasuwa to przynajmniej dwie wątpliwości: a) senat uczelni ma pełnić rolę organu przeprowadzającego i nadającego stopień. Znów - w skali małej uczelni może być to decyzja trafna. W skali dużej uczelni oznacza to konieczność formowania szeregu komisji senackich dublujących składy dawnych rad instytutów lub wydziałów. Przyjmowanie wniosków o nadanie stopnia przez senat stworzy fikcję - członkowie senatu dużych uczelni będą reprezentować nieliczne specjalizacje naukowe i najczęściej nie będą mogli ocenić wartości merytorycznej dorobku kandydata i wniosku komisji. W przypadku wątpliwości komisji rodzi to poważne obawy o merytoryczną poprawność decyzji senatu. Praktycznie - trudno sobie nawet wyobrazić przyjmowanie wniosków w trybie comiesięcznych obrad senatu, biorąc pod uwagę liczbę promowanych doktorów w skali uczelni. Nie jest jasne, jaki zysk ma przynieść przeniesienie czynności i uprawnień na senat z poziomu merytorycznie bardziej kompetentnych rad wydziałów i instytutów; b) ocena badań naukowych dokonywana w dyscyplinach w ramach całej uczelni rodzi bardzo poważne obawy. Kto będzie zaliczany do prowadzenia badań w ramach jednej dyscypliny? Realnie prowadzący badania w dyscyplinie, czy posiadający dyplom doktora - doktora habilitowanego z zakresu dyscypliny? Moje doświadczenia w toku bieżącej procedury parametryzacji dowodzą, że urzędnicy - w tym pracownicy naukowi - skłonni są wybrać rozwiązania najprostsze, co oznacza zaliczanie do grona jednej dyscypliny pracowników różnych jednostek, o różnych kulturach pracy i podejściu do badań naukowych i ich upowszechniania. Jeśli zaś przyjąć założenie wnikania w badania - kto będzie oceniał, czy X lub Y rzeczywiście prowadzi badania z historii społecznej, czy raczej z socjologii? To istotne kwestie, bowiem decydować będą o przyszłości całych dyscyplin, szkół doktorskich, programów kształcenia na uczelni. Ustawa w bieżącym kształcie pomija te problemy milczeniem.
4) wprowadzenie osobnej ścieżki kariery dydaktycznej dla pracowników uczelni jest interesujące, ale rodzi też niebezpieczeństwa. Związane z tym podwyższenie wymagań wobec habilitacji w przyszłości spowoduje w okresie przejściowym kolejny zalew wniosków o nadanie stopnia doktora habilitowanego. Wątpię, by w czasach radykalnej zmienności prawa większość pracowników zaufała, że prawo pozostanie niezmienne i kolejna zmiana za kilka lat nie zagrozi doktorom bez habilitacji usunięciem z uczelni. Ważniejsze jednak jest, że istnienie ścieżki dydaktycznej może doprowadzić do obniżenia jakości kształcenia. Nadążenie z postępem badań w szerszym horyzoncie tematycznym jest trudne już w tej chwili nawet dla badaczy poważnie traktujących swoją aktywność naukową. Dla osób rezygnujących z badań jest to niemożliwe i niecelowe. A to oznacza, że będą oni transferować wiedzę zastaną, bez możliwości nawet jej krytycznej weryfikacji. Wreszcie, przyjęte rozwiązanie w praktyce oznacza pozostawienie na uczelniach osób ze stopniem doktora, które od lat nie angażują się ani w badania, ani w prace dydaktyczne. Ich usunięcie po przejściu na "ścieżkę dydaktyczną" będzie niemożliwe - jak bowiem sformułować precyzyjnie, w sposób akceptowany przed sądem pracy kryteria "wybitnego" prowadzenia zajęć dydaktycznych?
5) za chybione uważam ustawowe wydłużenie o semestr lub dwa semestry kształcenia na studiach zaocznych. Wprowadzenie zasady 100% zgodności treści programów studiów zaocznych i dziennych można zrealizować w różny sposób i powinno być to w gestii uczelni. Zwłaszcza w kontekście rozszerzania ich autonomii. Przymusowe wydłużenie studiów oznaczać będzie ich stopniową likwidację na uczelniach państwowych. Zainteresowani kształceniem przeniosą się na uczelnie prywatne, gdzie kształcenie będzie krótsze i co najwyżej tak samo kosztowne, jeśli nie konkurencyjne wobec uczelni państwowych.
6) wprowadzenie wśród warunków rozwiązania umowy z pracownikiem z mocy prawa oskarżenia w trybie oskarżenia publicznego jest rozwiązaniem fatalnym. Stanowi zagrożenie wolności słowa i badań naukowych, bowiem zwykłe oskarżenie o "zakłócanie ciszy nocnej" lub "obrazę uczuć religijnych"  bez wyroku sądu spowoduje konieczność zwolnienia pracownika. Rektor nie będzie mógł podjąć innej decyzji, bowiem rozwiązanie umowy nastąpi automatycznie. Natomiast ustawa nie przewiduje przyjęcia pracownika z powrotem do pracy w przypadku braku prawomocnego wyroku skazującego. Jest to wyjątkowo nieszczęśliwy zapis, który w bieżącej sytuacji społeczno-politycznej wolno uznać tylko za pomyłkę urzędniczą.
7) likwidacja warunków przejścia na emerytury pracowników naukowych i naukowo-dydaktycznych na uczelni (65 lat dla nieposiadających tytułu profesora, 70 dla posiadających tytuł profesora) spowoduje, że rozwiązanie stosunku pracy z pracownikiem będzie mogło nastąpić tylko za jego zgodą. Trudno sobie wyobrazić, by w sytuacji załamania systemu emerytalnego ktokolwiek godził się przejść na emeryturę mogąc pracować na uczelni. Likwidacja zapowiadanego stanu spoczynku dla profesorów spowoduje zablokowanie etatów i dalsze pogłębiania kryzysu w sferze zatrudnienia wobec braku możliwości zatrudniania młodej kadry. Dzisiejszy system - daleki od doskonałości - daje możliwość zatrudniania wybitnych uczonych po przejściu na emeryturę. Wymaga jedynie wygospodarowania w budżecie uczelni stosownych środków własnych. Umożliwia natomiast rotację kadry, co daje - nikłe, ale zawsze - szanse młodym na zatrudnienie.
8) powiązanie płacy minimalnej na uczelniach z płacą minimalną w kraju oznacza pogłębiającą się pauperyzację pracowników. Wraz z ograniczeniem liczby nadgodzin - do 1/4 i 1/2 etatu - oraz systematycznym ograniczaniem wynagrodzeń w projektach badawczych NCN i NCBiR wymusi na pracownikach szukanie dodatkowych źródeł utrzymania poza systemem publicznego szkolnictwa wyższego. Co spowoduje spadek ich zaangażowania w prace na rzecz macierzystych uczelni. Brak zachęt finansowych dla osób prowadzących badania na wysokim poziomie i realizujących prestiżowe projekty badawcze uniemożliwia ich zatrzymanie na uczelniach państwowych. Trudno uwierzyć, by wobec tak określonego powiązania wynagrodzeń sytuacja się nie pogorszyła.


To tylko niektóre z problemów, nad którymi warto byłoby się pochylić. Projekt zawiera szereg ważkich i ciekawych rozwiązań, docenia w sferze idei wartość pracy naukowej i dąży do podniesienia jakości kształcenia. Teoretycznie umożliwia też uelastycznienie struktury uczelni przez zniesienie obowiązkowych elementów (wydziałów). Daje też przejrzysty model zatrudnienia, co powinno spotkać się z uznaniem zwłaszcza młodych pracowników. Jednocześnie pozostawia zbyt wiele niewiadomych w kluczowych obszarach administrowania uczelnią. Po jego wejściu w życie w bieżącym kształcie i przeniesieniu szeregu kwestii do rozporządzeń ministra można spodziewać się długiego okresu niepewności, a ostatecznie kolejnych zmian mających uspokoić rozchwiany system. Wiele z tych obaw może zniknąć, jeśli ustawa rozwiąże problem wskazany w punkcie pierwszy, będzie zawierać klarowny algorytm wyliczający dotację dla uczelni i uproszczone, ale wystarczająco szczegółowe założenia ewaluacji. Bez tych stabilnych elementów wszelkie pozostałe zmiany trzeba uznać za rodzące więcej zagrożeń dla stabilności systemu, niż korzyści.